niedziela, 3 grudnia 2017

Come back

Zrób komuś dzień dobry.





Hej! Bardzo długo mnie tutaj nie było. Co niektórzy już myśleli, że zapadłam się pod ziemię, jednakże - żyję! Jest mi niesamowicie głupio z powodu tak długiej rozłąki z blogowaniem. Nie macie pojęcia, jak bardzo stresowałam się, żeby wejść tutaj po takiej przerwie. Co więcej, zapomniałam hasła i musiałam siłować się z odzyskiwaniem. Nie będę szukać wymówek, tłumaczyć się na siłę. Po prostu nie miałam motywacji żeby coś tutaj, dla Was napisać. Próbowałam w zasadzie kilkukrotnie przysiąść i stworzyć jakiś post, aczkolwiek dochodziłam do wniosku, że nie ma sensu na siłę szukać tematów. Brakowało mi tzw. weny twórczej, a pisanie byle czego, byle żeby było, mija się z celem.

Co nowego u mnie? W skrócie: żyję, pracuję, studiuję, Crohn dalej bywa nieznośny, a ja przez ten czas przytyłam dość sporo. Pociesza mnie jedynie fakt, że jak przyjdzie okres zaostrzenia choroby, z którym wiąże się chudnięcie w trybie natychmiastowym i nie przyswajanie żadnych składników odżywczych, to chociaż będę miała z czego zrzucać! Ale nie o tym dziś.




Mieszkanie w dużym mieście ma to do siebie, że codziennie mamy styczność z obcymi ludźmi. Jadąc tramwajem, stojąc w kolejce po przysłowiowe bułki, czy na przykład pracując w saloniku prasowym i spotykając każdego dnia nowe twarze. Dla wyjaśnienia - pracuję w sieci Inmedio, nie filozofując - w kiosku, w którym można znaleźć praktycznie wszystko. W zwykłych sytuacjach dnia codziennego, możemy spotkać naprawdę niezwykłych ludzi. 

Pan Boguś, bo o Nim teraz będzie mowa, jest człowiekiem po sześćdziesiątce, mieszka sam, bardzo dużo choruje i starcza mu na "kieliszek chleba" - jak twierdzi.
Poznałam go w saloniku prasowym, podobnież przychodził tu dość regularnie zanim jeszcze zaczęłam pracować. 

Odkąd zapoznaliśmy się, odwiedza mnie każdego dnia ok. godziny 11:00. Jest człowiekiem o wielkim sercu, bardzo empatyczny, potrafi mnie zrozumieć w zasadzie jak nikt inny. Pan Boguś sam choruje, jak już wcześniej wspomniałam. Ma problemy z krążeniem, wdaje mu się powoli martwica prawej nogi, przez co nie może spać w nocy, bo ból jest nie do opisania. 

Mimo, że ledwo chodzi - składa mi wizytę dzień w dzień. Od razu na wejściu pyta o to, jak się czuję. A, że ostatnio nie było kolorowo, bo ból kości biodrowej jest nie do opisania i też nie śpię po nocach, P. Boguś zostawił mi swoje leki przeciwbólowe. Zaczął się zamartwiać i kombinować, co mogłoby mi pomóc. Na kartce zapisał mi wszystkich specjalistów godnych polecenia wraz z numerami telefonów. Nawet narysował mi mapkę Gdańska i wyjaśnił, jak do nich dotrzeć! 

Dba o mnie, jakbym była Jego wnuczką. Nigdy nie przyjdzie z pustą ręką. Codziennie ma dla mnie jakąś niespodziankę. Czekoladę, mandarynki, cukierki, pączka - moje dodatkowe kilogramy to wszystko wina P.Bogusia! 


Oczywiście nie wykorzystuję tego. Nie jestem osobą, która tylko bierze, nie dając nic od siebie w zamian. Jak zostanie mi coś z wypłaty, bądź mam coś w mieszkaniu słodkiego, to pierwsze co - myślę o Bogusiu! 

Dziadziuś, którego poznałam, trafił kiedyś piątkę w lotto. Kwestia tego, że dalej ma nadzieje, że mu się uda. W zasadzie nie tyle jemu, co nam. Zawsze kupuje u mnie dwa losy na oddzielnych kuponach i każe mi wybierać, który sobie życzę. Twierdzi, że podzielilibyśmy się wygraną, a we dwoje zwiększamy swoje szanse. "Miałaby Pani na leki, ja tak samo. A może nawet zostałoby coś, żeby sobie gdzieś pojechać do ciepłych krajów"



Ze względów zdrowotnych muszę zwolnić się z pracy i wrócić do domu rodzinnego, żeby zrobić wszystkie badania, odwiedzić lekarzy. Myślę, że potrwa to ok. dwóch miesięcy, ale różnie może być. Gdy oznajmiłam to Bogusiowi to łzy napłynęły mu do oczu i się załamał. Że jak to, że skoro tak to on nie ma po co tu przychodzić przez ten czas. Dodatkowo bardzo się zmartwił o moją nogę, z którą mam problemy. Wziął ode mnie numer telefonu i stwierdził, że będzie dzwonił się dowiadywać, co u mnie słychać. 

Naprawdę niezwykłe, że poznajemy kogoś i z dnia na dzień ta osoba martwi się o nas bardziej, niż najbliżsi nam ludzie. Każdego dnia, mimo przeciwności losu, fatyguje się, żeby dowiedzieć się, jak się czujemy i żeby przynieść nam drugie śniadanie. 


Gdybym była zamknięta, niechętna do rozmowy, nie zaprzyjaźniłabym się z Bogusiem. Kto by pomyślał, że w tak wielkim mieście, znajdą się ludzie, przypadkowi ludzie, których będzie interesował nasz los. 

W pracy poznałam wielu ludzi, którzy codziennie witają mnie uśmiechem, pytają co u mnie, jak mija czas. Kobietki, którym odkładam książki pod ladę, jak tylko przyjdzie nowa dostawa, zawsze mnie uściskają i podziękują. Warto jest być życzliwym i zwyczajnie w świecie dobrym dla innych. Odwzajemniona radość - to chyba najbardziej lubię i to właśnie napełnia mnie szczęściem. 


Miałam w pracy taką sytuację, że Pani zapomniała wziąć reszty w postaci bodajże 10zł (o ile dobrze pamiętam, mniejsza o to). W między czasie, jak wychodziła zdążyła stworzyć się już kolejka. Zauważyłam, że pod paragonem leży banknot i byłam pewna, że należy do niej. Nie myślałam wtedy za wiele, wybiegłam szybko ze swojego kiosku, mówiąc że za moment wracam. Złapałam Panią i oddałam jej resztę. Była zaskoczona, bardzo mi dziękowała, a po powrocie do Inmedio, ktoś tam zaczął mi bić brawo. To było dość zabawne, speszyłam się i po chwili roześmiałam. Pan z kolejki rzucił, że nie jedna osoba, schowałaby sobie to do kieszeni. Może nie zbawiłam tym czynem świata, ale Pani nie wyglądała na zamożną. I właśnie te 10zł mogłoby ją zbawić. Dlatego - bądźmy bezinteresowni i miejmy oczy szeroko otwarte! Nawet w takich błahych sprawach, możemy komuś pomóc lub po prostu sprawić radość. 


Nie byłabym sobą, gdybym nie napomknęła o zbliżających się świętach, a co za tym idzie, byciu właśnie bezinteresownym! Na świecie jest bardzo dużo osób potrzebujących, chorych, samotnych. Zróbmy prezent komuś na święta i ofiarujmy jakiś grosik na cele charytatywne. Jeśli ktoś nie chce przelewać pieniędzy z różnych przyczyn, jest także wiele akcji, które mogą nie tylko komuś pomóc, ale również wywołać uśmiech na twarzy. M.in możemy wysłać kartkę świąteczną/list do chorych dzieci, co doda im sił i wsparcia w ciężkiej walce. TUTAJ
Przy niektórych sklepach spożywczych, co roku są prowadzone zbiórki produktów spożywczych oraz chemicznych dla biednych rodzin. Gdybyście coś takiego spotkali - zachęcam żebyście coś wrzucili. 
Kolejną akcją jest Szlachetna Paczka, o której zapewne każdy z Was już słyszał. Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się więcej na ten temat - odsyłam tutaj. 



Jeśli chodzi o kolejny post, pojawi on się dopiero po Nowym Roku. Dlatego przez ten czas możecie pisać w komentarzach, o czym chcielibyście poczytać, co Was interesuje. A może macie jakieś pytania? Śmiało! 

Z racji, że do świąt nie pojawi się już nic nowego to chciałabym Wam życzyć, żebyście byli szczęśliwi. Spełniali się, nie patrząc na innych. Żebyście byli zdrowi, duzi i uśmiechnięci! Spędzili święta w rodzinnym gronie, odłożyli wszelkie troski na bok i cieszyli się swoim towarzystwem.
Trzymajcie się ciepło!!! Buziaki!

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię czytać Twoje posty, czytając o P.Bogusiu aż zrobiło mi się przykro w pewnym sensie znów pozostanie sam , a tak miał codzienny cel dowiedzieć się co u Ciebie . Jak najwięcej zdrowia żebyś spokojnie spędziła święta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Co do Bogusia, na szczęście mam jego numer telefonu także będę dzwonić co jakiś czas. Dodatkowo planuję zrobić mu małą niespodziankę na święta i wysłać prezent, bo tego dnia ma też urodziny. Myślę, że się ucieszy. Tobie również spokojnych świąt życzę! :)

      Usuń
    2. Dziękuję również! Masz wielkie serce ,oby całe dobro wróciło z podwojoną siłą do Ciebie :)

      Usuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza ♥