Będąc dwa miesiące temu w szpitalu, poznałam pewną kobietę. Leżała na łóżku tuż obok mnie. Przywieziono ją, kiedy ja powoli stawałam na nogi i uczyłam się chodzić na nowo. Okazało się, że chorujemy na tę samą chorobę i ona również miała akcję ratowania życia, tylko u niej przebiegało to w bardziej bezwzględny sposób. Los nie był dla niej taki łaskawy i nie udało uchronić się jej od stomii. Obudziła się mając przy sobie aż dwa worki (jeden od jelita cienkiego, drugi od grubego). Widziałam, jak bardzo cierpi z tego powodu. To musi być przeokropne uczucie, kiedy budzisz się rano, idziesz jak co dzień do pracy i nagle okazuje się, że jelita wariują, i choroba daje o sobie znać. Trafiasz do szpitala, pada decyzja o natychmiastowej operacji. Po wybudzeniu, okazuje się, że masz wyłonione jelita. Dodatkowo leżysz nago, bo nie masz ze sobą żadnych piżam ani dodatkowych rzeczy, bo najzwyczajniej w świecie nie byłaś na to przygotowana. Nikt nie wie, że leżysz w szpitalu i jesteś tuż po operacji, ponieważ wszystko tak szybko się działo, że nie było czasu, aby kogokolwiek poinformować. Straszne, prawda?
Nie chcę zdradzać imienia tej kobiety, dlatego nazwijmy ją Kasia. Kiedy zaczęła przyglądać się swojej stomii, miała łzy w oczach i zaczęła mówić, że chyba wolałaby umrzeć. To był jeden z pierwszych momentów po operacji, kiedy zaczęła rozmyślać nad swoim życiem. Kobieta, którą poznałam jest architektem budowlanym, dobrze jej się żyje, typ bizneswoman. Niejedna mogłaby jej pozazdrościć dorobku oraz kariery. Aczkolwiek pieniądze to nie wszystko. Zdrowia nie da się kupić, jak również miłości, czy wielu innych bezcennych uczuć, więzi.
Nastał wieczór, odwróciłam się głową do ściany i próbowałam zasnąć. Kasia zaczęła do mnie szeptać: Sandra, co Cię uszczęśliwia? Co kochasz robić? Trochę mnie zamurowało. Nigdy nikt nie zapytał mnie ot tak, co sprawia, że jestem szczęśliwa. Na początku myślałam, że może zaczęłam tracić rozum po wstrzykniętej morfinie i nawet nie zareagowałam. Ale po chwili znów usłyszałam pytanie: Sandra, jesteś szczęśliwa? Wtedy już wiedziałam, że wszystko ze mną w porządku i rzeczywiście, ktoś próbuje nawiązać ze mną rozmowę. Odwróciłam się i zaczęłyśmy dyskusję. Opowiedziałam Kasi, co uwielbiam robić, przy czym czuję się naprawdę spełniona. I wtedy ona uświadomiła mi, że mimo iż coś sprawia mi ogromną przyjemność, tak naprawdę nie rozwijam tego i zajmuję się zupełnie czymś innym.
Dlaczego tak się dzieje? Czemu nie brniemy w coś, co daje nam satysfakcje i radość? Ograniczamy się, bojąc się opinii innych ludzi. Zważamy na to, co ktoś sobie pomyśli. Tylko... po co? Przecież Ci ludzie nie przeżyją za nas życia.
Jeszcze do niedawna sama żyłam pewnymi schematami. Od zawsze pragnęłam mieć bloga, wstawiać zdjęcia swoich codziennych stylizacji, pisać swoje przemyślenia na dany temat, ale nigdy nie miałam wystarczająco odwagi. Zawsze z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl: "I tak nic z tego nie będzie, nikt nie będzie czytał twoich wypocin". Przyznam się szczerze, że bałam się reakcji ludzi. Bałam się tego, że zostanę wyśmiana. Z natury jestem bardzo wrażliwa, przejmuję się wszystkim, dlatego stwierdziłam, że nie ma sensu dokładać sobie zmartwień.
Kolejnym schematem, w którym pewien czas tkwiłam były studia ekonomiczne. Nie czułam się na nich dobrze. Byłam tam, bo byłam. Fakt, że bardzo się przykładałam i uczyłam, ale to nie było to. Nie czułam tego. Planowałam wziąć urlop dziekański, o którym już wcześniej wspominałam, ale po głębszych przemyśleniach zrezygnowałam. Chciałam kontynuować ekonomię, bo ludzie pomyśleliby, że zawaliłam, że nie poradziłam sobie. Mimo wszystko chciałam brnąć dalej, bo ambicja nie pozwalała mi, aby ktoś pomyślał w taki sposób. Z obecnego punktu widzenia, wydaje mi się to nadzwyczaj śmieszne. Nie wiem, jak mogłabym zrobić taką głupotę i zmarnować kilka lat swojego życia dla opinii innych ludzi.
Rozmowa z Kasią uświadomiła mi bardzo wiele. Zaczęłam inaczej postrzegać życie. To ja mam być szczęśliwa i czuć się spełniona. Jeśli nie wyrządzam tym nikomu krzywdy to powinnam realizować swoje pasje oraz marzenia. To my sami jesteśmy kowalami swojego losu. Sami wybieramy drogę, którą później będziemy iść. To wszystko od nas zależy, jak będzie wyglądać nasze życie. Nie pozwólcie nikomu się ograniczać, a także nie ograniczajcie siebie sami.
Jakiś czas temu dostrzegłam również pewną rzecz. Często miewałam sytuacje, w których potrzebowałam z kimś porozmawiać, pobyć w czyjejś obecności, wypić z kimś głupią herbatę. Kiedy dzwoniłam do niektórych osób, miały mnie po prostu gdzieś. Albo nie odbierały, albo nie interesowało ich to, albo miały dużo nauki, a tak naprawdę później okazywało się, że były sobie na imprezie. Miałam takich sytuacji multum. Zawsze machałam na to ręką, nie robiłam z tego żadnego problemu, nie jestem osobą konfliktową.
Później sytuacje się odwracały. Te osoby potrzebowały ode mnie pomocy, bądź po prostu nie miały z kim wyjść, a nudziło im się w domu. Bardzo mnie to drażniło, ale zawsze dusiłam to w sobie i odpuszczałam. Pędziłam jak głupia z pomocą. Nawet, gdy nie miałam czasu to potrafiłam znaleźć dziesięć minut w ciągu dnia, bądź poprzekładać mniej ważne, zaplanowane rzeczy.
W końcu doszłam do wniosku, że koniec z tym. Nie będę więcej się poświęcać dla kogoś, kto nawet nie jest w stanie zapytać mnie, jak czuję się po operacji. Jeśli nie mam ochoty widzieć się z daną osobą to po prostu się z nią nie widzę. Kiedyś to było dla mnie nie do pomyślenia. Nie chciałam robić nikomu przykrości i zawsze przytakiwałam na propozycje spotkań. Teraz zaczęłam myśleć o sobie i o tym, że w tym czasie mogę robić rzeczy, które naprawdę mnie uszczęśliwiają. Szkoda marnować czas na spotkania, które są wymuszone i nie przynoszą nam żadnej radości, wręcz przeciwnie.
Założyłam bloga, którego zawsze pragnęłam i jestem szczęśliwa. Robię to, co lubię. Zrezygnowałam z ekonomii, ponieważ nie czułam tego. Od dawna marzyłam o własnym salonie piękności. Od października zaczynam kosmetologię i będę dążyć do tego, aby moje marzenie stało się rzeczywistością. Niezależnie od tego, co kto sobie pomyśli. W tym wszystkim to ja jestem najważniejsza i będę robić wszystko by być w pełni szczęśliwa.
Wracając do mojej kochanej Kasi. Zaczęła rozmyślać nad swoim życiem, ponieważ była w kluczowym momencie. Nagle świat się zatrzymał, tuż przed sobą miała śmierć, której uniknęła. Miała pieniądze, dobrze prosperującą firmę, ale co jej z tych dóbr materialnych? Była zapracowana, nie miała czasu aby spędzić chwilę z córkami, z mężem jej się nie ułożyło, zdrowie szwankowało. Dopiero wtedy zaczęła sobie uświadamiać, że przecież nie czuje się spełniona. Doszła do wniosku, że ma za sobą prawie pół życia, a nie robi nic, co by ją uszczęśliwiało. Pogoń za pieniądzem przysłoniła jej oczy. Dlatego próbowała wbić mi do głowy, żebym szła w kierunku swoich zainteresowań oraz pasji. Póki jeszcze jestem młoda i póki nie jest za późno.
Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl. Czy jesteś szczęśliwy? Czy robisz to, co kochasz? Czy rozwijasz swoje pasje? Życie jest naprawdę nieprzewidywalne i nie ma czasu, aby żyć jakkolwiek, byle jak.
Czy ja jestem szczęśliwa? Mimo, że czasami bywają chwile zwątpienia, gorsze dni to jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Fakt, jestem chora, ale to niczego nie zmienia. Nie mam pretensji do losu. Nie płaczę nad tym, dlaczego to właśnie mnie spotkało. Dzięki temu nabrałam więcej siły i pokory. Na własnej skórze doświadczyłam wiele bólu oraz cierpienia, te wszystkie przeżycia kształtują mój charakter.
Doceniam każdą chwilę swojego życia, cieszę się z najmniejszych rzeczy. W końcu piękno tkwi w małych i prostych rzeczach, wystarczy je dostrzec.
Miałam już nic nie dodawać do świąt, ale jednak. Kobieta zmienną jest. Poczułam nagły przypływ weny twórczej i stwierdziłam, że nie może się zmarnować! Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Dajcie koniecznie znać w komentarzach, jakie jest wasze zdanie na temat postrzegania szczęścia. Trzymajcie się ciepło i róbcie wszystko, abyście byli szczęśliwi :)